Wolność z szafy
Słowo o autorze
Słowo od autora
Ale skąd w nazwie "z szafy"? Jan Kędzior był moim pradziadkiem. Odkąd osiedlił się w Katowicach, tam zbierał wszystkie rodzinne pamiątki, ale i ważne dokumenty. W starej szafie Jana tym samym można znaleźć kartki pocztowe, książki, zeszyty, notesy, notatki, kartki, zegarki i wiele innych. To o tej właśnie szafie mówi tytuł. Nieocenionym źródłem informacji są też oczywiście historycy, gazety z tamtej epoki, a nawet zwykli ludzie.
Historia Jana Kędziora - w odcinkach
*Strażnik polskiego Śląska W 1905 roku zostało założone towarzystwo "Straż", mające być przeciwwagą dla pruskiej Hakaty (właśc. Deutscher Ostmarkenverein - Niemiecki Związek Marchii Wschodniej). Ta ostatnia miała za zadanie jak najbardziej zniemczać tereny pod zaborami, patrzeć na ręce polskiej prasie oraz osiedlać niemieckich lekarzy, adwokatów, kupców i przemysłowców w polskich gminach. 13 lat po założeniu, w 1907 roku, Hakata liczyła już niemal 40,000 członków. czytaj dalej >>>
wpis dodano: 03.11.2015 dodał: Bartłomiej Plewnia
Do "Straży" dołączył również Jan Kędzior - i to tuż po jej powstaniu, w 1905 roku....
/br>/br>wpis dodał: admin, 20.10.2015 autor:Bartłomiej Plewnia
Z reguły staram się nie odnosić tego, co wynajduję na temat Jana Kędziora i innych osób związanych z wyzwoleniem Górnego Śląska, do polityki współczesnej. W tym wypadku, po lekturze artykułu "Epizod walki o Śląsk Górny" z 1904 roku, spisanego przez dra Kazimierza Rakowskiego, nasuwa mi się powiązanie z pewnym wydarzeniem, które miało miejsce niedawno.
W tekście Natemat.pl dowiadujemy się, że kandydat PiS na posła - Bartłomiej Morawski - przerwał niemiecką piosenkę dwójce dzieci, mówiąc: "Tu jest Polska!".
http://natemat.pl/158653,polityk-pis-do-dzieci-tu-jest-pols…
Czytając dziś "Epizod walki o Śląsk Górny" Kazimierz Rakowski przeniósł mnie do czasów przygotowań do wyborów w powiecie pszczyńskim i planów wprowadzenia polskich posłów do pruskiego parlamentu. Jak na pożegnanie Rakowskiemu powiedział jeden z bardziej wpływowych zgermanizowanych Polaków - "wir werden schon machen", czyli "zrobimy to", wprowadzimy posła. "W więzieniu siedząc, dowiedziałem się we dwa lata później, że w okręgu katowicko-zabrzańskim zwyciężył Korfanty, a Kowalczykowi w okręgu pszczyńsko-rybnickim brakowało do zwycięstwa nad Niemcem – jednego, czy dwóch głosów. Górnoślązacy dotrzymali słowa..." - pisał później Rakowski. Ciekawa jednak jest rozmowa wspomnianego zniemczonego Polaka, który zapomniał już ojczystej mowy, z doktorem.
"Na dworcu na odjezdnem czekała mnie niespodzianka. Zjawił się Polak – który prawie po polsku nie umiał już wcale. Wpływowy obywatel w mieście. [...] Żenowało go, że musiał mówić zemną po niemiecku. 'Będę wam pomagać – szeptał mi – choć tu uważają mnie za Niemca' [pisownia oryginalna]". I dalej, na pożegnanie: "specjalnie już uścisnąłem mego Polaka mówiącego po niemiecku".
I tutaj nasuwa mi się myśl o Panu Morawskim. Panie Bartłomieju: polska inteligencja ponad sto lat temu, gdy język niemiecki był dużo bardziej uprzywilejowany na Śląsku niż teraz, nazywała często tych zniemczonych "naszymi Polakami". Co dopiero małe dzieci, które wykonują piosenkę po niemiecku jedynie dla wrażeń kulturalnych - a nawet, jeśli byłoby odwrotnie, to w żaden sposób nie zagrażają polskiej kulturze czy tożsamości. To, że "tu jest Polska" nie sprawia, że niemiecka piosenka przestawi u Ślązaków wartości i że ich pojęcie Ojczyzny przesunie się na zachód. Co chciał Pan udowodnić? /Bartłomiej Plewnia
więcej .....
Wszelkie prawa zastrzeżone - Bartłomiej Plewnia © 2015